Paweł Kornew - Przygranicze
Coś czego fani Stalkera nie mogą ominąć. Nie ma tu zony, za to jest przygranicze. Na przygranicze wszyscy trafiają przez przypadek, ale czym to jest nie będę zdradzał żeby nie psuć nikomu przyjemności. Największym problemem bohatera nie jest to że ktoś próbuje go zabić, to akurat normalka narobił sobie dość dużo wrogów. Problem pojawia się kiedy główny bohater dochodzi do wniosku, że pozbawić go życia chce wróg nieznany i nie wiadomo za co. Sopel lub Śliski trawi na rozwiązanie zagadki cały pierwszy tom, co będzie robił dalej? Cytując Sopla "kręcił się jak gówno w przeręblu" próbując osiągnąć to czego najbardziej pragnie... jak tylko sam się dowie co to jest.
Niestety jest też trochę goryczy w tych słodkościach. Śliski (piwo stawiam jeśli ktoś poda pełną historie tej ksywy) przebywa na przygraniczu trzy lata, czas wystarczający żeby sobie narobić wrogów to pewne, ale na pewno nie takich przyjaciół. Sopel kiedy idzie po informacje do kumpli dowiaduje się wszystkiego, no troche nie bardzo to wygląda. Jak dla mnie za dużo tych kontaktów, biorąc jeszcze pod uwagę że kawał skurwiela z niego.
I największe "ale" jednak raczej nie do autora, a do tłumacza. W całych czterech częściach nikt nie bluźni. Jakoś nie wydaje mi się to naturalne, szczególnie kiedy jeden twardy zakapior mówi do drugiego "a idź ty w buraki" no wręcz brzmi to żałośnie. Osobiście psuło mi to przyjemność czytania. Jakaś soczysta kurwa mogłaby paść od czasu do czasu i nie byłoby to gorszące.